Pierwsza inseminacja...i kolejne...
Komentarze: 0
Jest luty 2018....wraz z pierwszym dniem miesiączki, zaczęłam brać leki pomagające stymulacji..zastrzyki Menopur po 2 dziennie. Nie były one skomplikowane, i odziwo dobrze na początku je znosiłam. Bez zmiennych nastrojów, napadów frustracji. Zaczęła się bieganina międyz spzitalem, pracą a domem...Kontrole USG potrafiły być bardzo wyczerpujące, ponieważ przeważnie w biegu wracałam do domu, wsiadałam na rower i szybciutko na parę bądz nawet parenaście godzin wracałam do pracy. Ale byłam tak naładowana nadzieją tzw pierwszego podejścia że nic nie było mnie w stanie złamać...
No i nadszedł ten dzień, lekarz określił że za 2 dni mam się wstawić w klinice na pierwszą inseminację.
Uczucia jakie mi tam towarzyszyły, to radość, strach, nadzieja ale również ciekawość jak to będzie.
Swoją drogą myślałam że ten zabieg jest bardziej skomplikowany, a to 5 minutek, i może Pani iść do domu. I żyć jak do tej pory. Po 14 dniach jak okres sie pojawi test i telefon niezależnie od wyniku by umówić się na kolejne spotkanie. Good luck i byebye.
To były moje najdłuższe 2 tygodnie jakie miałam dotychczas...Co wtedy się czuje? totalny galimatias.... I nikt mi nie powie że lepiej sie odciąć i czymś zająć, bo na mnie to nie działa...bo jeśli tyle czasu się starasz, bo jeśli tak mocno pragniesz, to nie możesz tego odciąć jak kartki z kalendarza...
Niestety... szczęście pierwszego razu nie należało do Nas...tak jak drugie, trzecie czy czwarte....(marzec,kwiecień,maj)
Dodaj komentarz